Nowy tom wierszy Karola Samsela, kolejny po brawurowym debiucie (świetnie przyjętym tomie \"Autodafe\"). Poeta pisze wiersze niezwykle śmiałe, wynalazcze językowo, oddając głos wielu podmiotom lirycznym tworzy polifoniczny chór. W swoich wierszach pokazuje doświadczanie istnienia przez wyjątkowo wrażliwą, twórczą jednostkę opętaną przez demony literatury, biologii, metafizyki i teologii. Karol Samsel to nie tylko polski poeta, i redaktor naczelny \"Zeszytów Poetyckich\", ale także literaturoznawca, filozof, doktor habilitowany nauk humanistycznych, wybitny znawca Norwida. Autor jest zdobywcą wielu nagród poetyckich.
Autodafe 6 (każda z sześciu części cyklu stanowi odrębny materiał, łączy je wszystkie nić nostalgii, a zarazem kontestacji) przypomina murmurando dronta dodo (Raphus Cucullatus) w krytycznej fazie obłędu. Ów ptak nielotny, dzięki gatunkowi ludzkiemu, obdarzony jest wyrokiem rychłej śmierci w męczarniach eksterminacji, stąd swoisty pęd błyskawicy skorelowany ze ściąganymi na siebie kawalkadami tytanicznej pracy w imię lęku. Strumienie błyskotliwej erudycji narratora (bądź czasem podmiotu lirycznego, wszak mamy do czynienia z poematem) spływają do głębin Cienia, sam tytuł zaś może, acz nie musi, odwoływać się do cielęco-sztubackiej powieści Eliasa Canettiego ja miałem asocjację z mydłem wątpliwego trubadura Raymonda Roussela i jego równie obłąkaną powieścią Locus Solus. Jarosław Błahy
Dynamiczny językowy obraz świata obecny w wierszach z tego tomu powinien wzbudzać czytelniczy szacunek... Bo Przebyt to tom koneserski. Imponuje swoista estetyczna neutralność autorki manifestowana przez język rozumiany jako zasób twórczych mechanizmów, skojarzenia w dziedzinie stylu odsyłające m.in. do liryki eksperymentalnej, wreszcie znakomity tytuł dosyć dwuznaczne nawiązanie-nie-nawiązanie do Bogurodzicy. Dlaczego nie-nawiązanie? Przebyt, który znamy dzięki słynnej metaforze przebytu rajskiego, to jak głoszą słowniki historyczne określenie nader dwuznaczne: oznacza zarówno przebywanie, mieszkanie, pozostawanie gdzieś, jak i przejście, przeprawę. Tej migotliwości znaczeń tytułu książki migotliwości na granicy sprzeczności Olsińska jest doskonale świadoma. Nie tylko uprawia z nami w Przebycie frapującą grę, również nas z tej gry rozlicza, gry absolutnie serio, gry kultury i natury zabawiając się (nawet!) figurą samego rozrachunku skoro języka nie sposób już zawrócić i znieruchomiało / ruchome święto / wiosny / bezpowrotnie.
Jak głęboko można wniknąć w tekst? I czy w ogóle można? A jeśli tak czy w ogóle warto? Czy tekst, zwłaszcza tekst literacki, naprawdę ma jakąkolwiek głębię, czy raczej jest nieustannie nadpisywanym palimpsestem, który należy nie tyle drążyć, ile wciąż na nowo odczytywać i nadpisywać? W Fitzclarence Karol Samsel podejmuje temat tekstu, literatury i literaturoznawstwa (obok wielu innych, równie ważnych i interesujących), nie odpowiada jednak na żadne z postawionych wyżej pytań, a tylko stawia kolejne. I chyba dobrze, ponieważ prawdziwa poezja jest przede wszystkim sztuką stawiania pytań.
Andrzej Kopacki jest uważnym obserwatorem, kimś pełniącym wśród polskich autorów jego generacji rolę kryminologa. Niepozorne detale - kajdanki, kępa krzaków, europejska flaga w ogrodzie - rozpalają poetyckie spojrzenie na większą całość. To poezja zręcznego wywodu, jak na rzymskim forum, z nutą melancholii i subtelnej empatii. Oraz sarkazmu w wierszach "po sezonie", które odmalowują obraz nowej, rozdartej politycznie Polski. I nie są głosem z ubocza. Durs Grünbein
Chciałem przeczytać tę piątą sekwencję konwulsyjnego poematu Karola Samsela "od deski do deski", ale - nie ma "desek" (może trzeba by ogłaszać taką nieskończoną teraźniejszość mówienia - bez okładek?). Zatem dałem się porwać nurtowi - przecież nie "rzeki", ale czy mogę powiedzieć: "płomienia", kiedy - czytając - płynę i płonę? I tym samym - samowolnie - spokrewniam Autodafe z duchem Heraklita? Mówiąc o poemacie, w którym "literatura" samą siebie uwydatnia i tym samym kompromituje, a nawet "unicestwia"? Nadmierna ilość cudzysłowów chyba wskazuje na powinowactwo z konstatacją autora (poety i filozofa), że "literatura nie jest bytem i nie jest też nicością, używanie jej jako narzędzia (w przeciwieństwie do religii) jest nieuprawnioną substancjalizacją". Wspomniałem wcześniej o rzece (i płomieniu), myśląc także o tym, że jest to tekst redundantny, odbijający w mowie wszystko, co napotyka na swojej drodze. Nic więc dziwnego, a nawet - jakoś "zasadniczego" - że bierze w siebie gruntowną polemikę także z polderami literatury samolubnej. I jeszcze coś, co wydaje mi się wyjątkowo ważne dla lektury tego niezwykłego samo-bycia i samo-spalania: przywołanie Visitation Pontorma. Warto mieć przed oczami (duszy lub pamięci) ten obraz, fresk albo i szkice rysunkowe. Działają jak trompeje. Wprawiają słowa w inny wymiar, w konkretną dotykalność bytu i bycia autora - przedziwnie przekreślającego siebie sobą. Bogusław Kierc
oemat Karola Samsela to walka przypadku z konstrukcją. Przypadek rozrywa ciągi składniowe i myślowe. Sama materia poematu jest niezwykle różnorodna cytaty z wielu sfer kultury (od popularnej do teologicznej) obrazują fascynacje poety całą złożonością dzisiejszego tekstowego wszechświata. Panuje tu destrukcja i piętrzące się nad nią destrukcje destrukcji, a między szczelinami tych pięter dziennik życia i dziennik lektur chwilami ekstatyczny i natchnieniowy, chwilami monotonny. Te para-dziennikowe warstwy egzystencjalnej wiarygodności starają się być spoiwem, a raczej wypróbowują, czy egzystencja piszącego poemat ja takim spoiwem może się stać. Po lekturze tej rozszarpywanej emocjami i zastygającej w kontemplacjach całości ma się wrażenie dążenia do summy: uświadomionej niemożliwości jej uzyskania i, jednak, rozpaczliwego do niej dążenia.Piotr Matywiecki
... nie spodziewałem się, że trzecia część poematu eseistycznego o tym samym tytule, czyli zapisana na pograniczu wytrzymałości psychicznej trzecia część nocy życiopisania, oświetli mi sensownie tamte części, i siebie samą, jako przejmującą lekcję polifonicznego doświadczania istnienia przez wyjątkowo wrażliwą, świadomą trików literackich twórczą jednostkę opętaną przez demony literatury, biologii, metafizyki i teologii. Można się nie zgadzać z nihilistycznymi wiwisekcjami, brutalnymi skojarzeniami i wyznaniami bohatera-autora, ale nie można przejść obojętnie wobec takiego oczyszczającego dynamitu emocji, neurotycznych analiz, intelektualnych skojarzeń, odważnych wyskoków wyobraźni, groteskowych opisów bliskiej autorowi codzienności, które z intymnego tekstu wyznawczego tworzą wieloznaczny i radykalny utwór wykraczający poza bezpieczną literaturę. W ten sposób futurystyczny poemat prozą Ja z jednej strony i Ja z drugiej strony mego mopsożelaznego piecyka (1919) Aleksandra Wata po stu latach odnalazł swoje postmodernistyczne dopełnienie. Kazimierz Brakoniecki
Poematy Karola Samsela trzeba czytać inaczej. W innych wymiarach i nie według zasad, do których nas przyuczono. Bez zrozumienia. Trzeba się dać ponieść zgęszczonym asocjacjom, chaosom, które nosi pod czaszką tak zwany oczytany człowiek. Czy to znaczy, że należy się im poddawać? W żadnym wypadku. Trzeba stawiać opór, dawać odpór, bo dopiero w takim zderzeniu wyświetla się cień znaczenia albo wirująca gwiazda Nietzschego. To oznacza, że jest to poezja doświadczenia. Piotr Mitzner
Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Ustawienia plików cookie
Załóż konto
Sprzedaż hurtowa
Bonito na Allegro