„«Idź» – powiedział ojciec we śnie. Jak Bóg powiedział do Abrahama”. Jak wcześniej w Głosach w ciemności i w Austerii, tak samo w Śnie Azrila Julian Stryjkowski układa swoją galicyjską opowieść z biblijnych cytatów i rabinicznych komentarzy, mnoży skojarzenia, dodaje własne interpretacje, swobodnie mieszając przy tym plany czasowe i odczytując na nowo stare słowa. […] Literackie przetworzenie opowieści o Abrahamie odbywa się u Stryjkowskiego na dwóch planach. W wymiarze doczesnym Azril, interpretując swoje życie w ramach tradycyjnego biblijnego imaginarium, czuje się naśladowcą patriarchy. Jak niegdyś Abraham z Hagar, on także nawiązał romans z nieżydowską służącą, której syn (czy jego własny?) z braku męskich potomków Azrila z prawego łoża – to wyraźnie odróżnia Azrila od Abrahama, który spłodził Izaaka – być może zostanie nie tylko prawnym spadkobiercą jego majątku, ale i dziedzicem jego imienia. Z przedmowy Piotra Pazińskiego
Wielki strach (1980) to książka, jak zwykle u Juliana Stryjkowskiego, na poły autobiograficzna, a przy tym pierwsza, która nie mogła ukazać się w PRL w oficjalnym obiegu. Autor głośnych powieści o galicyjskich Żydach daje przerażający obraz końca II Rzeczypospolitej, napadniętej przez dwóch wrogów. Przede wszystkim rozlicza się z własnego zaangażowania w komunizm, szczerze opisując pracę w redakcji sterowanego z Moskwy dziennika Czerwony Sztandar podczas kilkunastu miesięcy sowieckiej okupacji Lwowa. Tytuł nawiązuje do atmosfery wszechobecnego policyjnego terroru w stalinowskiej Rosji, gdzie nawet wierzący komunista mógł w każdej chwili stracić życie za najmniejsze uchybienie wobec władzy i oficjalnej ideologii. W 1990 roku Stryjkowski uzupełnił powieść o wspomnienie swojej ucieczki na wschód przed napierającymi w 1941 roku hitlerowcami – To samo, ale inaczej. Czerwony Sztandar mieścił się w gmachu dawnego Wieku Nowego przy ulicy Sokoła. Redaktor naczelny, Mańkowski, przeprosił Artura, że nie umie mówić po polsku. Ale wszystko rozumie. My, bracia Słowianie uśmiechnął się. Mrugnął jednym okiem do Leona Hubla. Nazywał go daragoj Liowa. Arturowi kazał natychmiast przystąpić do pracy. O wynagrodzeniu pomówi z nim później. Będzie tłumaczył artykuły z centralnych gazet moskiewskich, Izwiestij i Prawdy. Nie zna rosyjskiego Nie szkodzi. Nauczy się. Liowa też z początku nie umiał. To nietrudno, polski język ma dużo słów wziętych z rosyjskiego. Tak jak ukraiński. Oprócz tłumaczeń będzie kierował działem listów. To bardzo ważny dział. Kontakt z masami. Podejrzane listy będzie oddawał jemu osobiście albo towarzyszowi Fedorence. Wróg nie śpi. Im bardziej pokonany, tym wścieklejszy.
Jeżeli wierzyć pierwszym zdaniom powieści Juliana Stryjkowskiego (a nie ma powodu, żeby nie wierzyć), austeria starego Taga stała na skraju miasta, przy dulibskim szlaku, wiodącym na Skole, na Karpaty, w pustkowiu prawie, daleko dość od szkoły i bóżnicy. A może nie tak daleko, skoro z jej ganku widać było unoszącą się tuż nad miastem łunę pożaru? Tak jakby znajdowała się nie na obrzeżach, ale w środku miasta, między szkołą, rynkiem a bożnicą, przy skrzyżowaniu ruchliwych ulic. A zresztą, czy to ważne? Kto potrafi precyzyjnie wymierzyć, ile kroków i ile godzin dzieli go od katastrofy? Przeszło sto lat temu, w pierwszych dniach Wielkiej Wojny i ostatnich dniach c.k. monarchii, owa galicyjska karczma z polsko-żydowsko-rusińskiego pogranicza, może najbardziej emblematyczna żydowska gospoda w polsko-żydowskiej literaturze, a na pewno w literaturze tworzonej już po II wojnie światowej i po Zagładzie, była pełna ludzi. Dziś izba austerii była pełna, mówi Tag, a jego dziś, wypowiedziane w czasie teraźniejszym jak to w monologu wewnętrznym, który rozwija się tu i teraz, nawet gdy odnosi się do przeszłości i operuje wspomnieniem osobliwie dźwięczy w uszach. Faktycznie, można powiedzieć, że w karczmie Taga zgromadził się cały świat. No, prawie cały. Kogóż tu nie ma? Są uciekający przed rosyjskim wojskiem i kozakami żydowscy drobnomieszczanie, rzemieślnicy i drobni kupcy, zróżnicowani pod względem obyczaju, majątku i pobożności wierni poddani starego cesarza, którego państwo właśnie przestaje istnieć. Są ich frywolne żony i dorastające córki, jest grupa chasydów ze swoim milczącym cadykiem, religijnymi żonami i gromadką dzieci, są wolnomyśliciele i przyszli rewolucjoniści, są emigranci-tułacze, którzy wiedzą, co to pogrom. Jest też kilka nieżydowskich postaci: rusińska służąca, ksiądz katolicki, węgierski żołnierz. Istna arka Noego! Z przedmowy Piotra Pazińskiego
To co mi się wydawało, że zginęło w mroku zapomnienia, zapadło się na zawsze w niebyt, wydobywałem pracą pamięci jak Atlantydę z namułu. () Wynurzały się postaci, tony słów, melodia powiedzeń, sceny z życia domu, placu, ulic, sacrum i profanum małego miasteczka. Julian Stryjkowski
„Przestrzegaliście żydowskich przepisów pokarmowych - ciągnął sędzia monotonnym głosem – jadaliście tylko mięso owiec, krów, jagniąt i cieląt, jadaliście tylko mięso zwierząt przeżuwających i parzystokopytnych, nie jadaliście mięsa świni ani innych zwierząt nieparzystokopytnych i nieprzeżuwających, jadaliście ryby tylko pokryte łuskami i obdarzone płetwami, innych ryb nie jadaliście, czekaliście sześć godzin między potrawami mięsnymi a potrawami mlecznymi, gotowaliście i spożywaliście w oddzielnych naczyniach mięso, w oddzielnych naczyniach mleko, nie pijaliście wina dotkniętego ręką chrześcijanina, gdyż uważaliście je za nieczyste. – Przyznajemy się do winy ze skruchą. – Wkładaliście w sobotę odświętną odzież i świeże koszule, przykrywaliście stół obrusem i zapalaliście świece w piątek wieczór o zachodzie słońca. – Przyznajemy się do winy ze skruchą”. – fragment książki
Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Ustawienia plików cookie
Załóż konto
Sprzedaż hurtowa
Bonito na Allegro