Natasza, studentka psychologii, dorabia, rozbierając się na seksczacie. Jeden z klientów – genialny programista z Doliny Krzemowej – proponuje jej zaskakujący kontrakt. Dziewczyna jedzie do Kalifornii, tam gdzie projektuje się przyszłość. I gdzie często trzęsie się ziemia. A potem dzieje się coś, czego ani ona, ani nikt inny nie potrafi wytłumaczyć. To nie jest wizja przyszłości. To wydarza się tu i teraz. Nasz świat obraca się przeciwko nam. We Francji przeczuwa to Houellebecq. W Anglii nakręcono Black Mirror, w Stanach – Westworld. W Polsce Manuela Gretkowska jako pierwsza odważyła się napisać, co stanie się za linią świata, który znamy.
Autor | Manuela Gretkowska |
Wydawnictwo | Znak |
Rok wydania | 2017 |
Liczba stron | 356 |
Format | 13.5x19.5 cm |
Numer ISBN | 978-83-240-3752-0 |
Kod paskowy (EAN) | 9788324037520 |
Waga | 336 g |
Wymiary | 135 x 214 x 22 mm |
Data premiery | 2017.08.14 |
Data pojawienia się | 2017.06.27 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Autorka poszła w bardzo ciekawym kierunku. Opisuje to, o czym mówi się głośno już od dawna. Rozwija przed nami wizję świata, który może nadejść i który jest przepowiadany przez wielu.
Technologia tak mocno już zakorzeniona w codziennym życiu, może się kiedyś obrocić przeciwko nam. Chowane głęboko żądze i pragnienia, uwolnione w nieodpowiednim momencie, moga doprowadzić do tragedii. Mamy tego dowody każdego dnia, a jednak nie dopuszczamy do siebie takich myśli. Może pora otworzyć oczy?
Książka niebanalna, dająca do myślenia, napisana lekkim językiem. Czyta się ją błyskawicznie, jednocześnie z każdą stroną będąc coraz bardziej zaniepokojonym i ciekawym zarazem.
Trudno mi jednoznacznie powiedzieć o moich odczuciach. Byłam jednocześnie zaniepokojona, zaintrygowana i ciekawa, co dało ciekawą mieszankę. Ciekawe spojrzenie, z pewnością warte uwagi.
Główna bohaterka Natasza jest studentką psychologii, która w wolnym czasie dorabia sobie rozbierając się na sesjach seks czatu w Internecie. Monotonię tych poczynań przerywa poznanie mężczyzny o imieniu Tom, wybitnego naukowca i fizyka z Doliny Krzemowej. Nawiązują bliższą relację i Natasza decyduje się na wyjazd do Kalifornii na prosty wydawałoby się kontrakt spisany pomiędzy nią a Tomem. Okazuje się, że w Kalifornii trzęsie się nie tylko ziemia. Następują ogromne zawirowania w życiu przedstawionych postaci, dramatyczne i nieprzewidywalne zdarzenia oraz sytuacje, jeszcze nigdy nie występujące w życiu. Dotychczasowe życie uczestników akcji książki zostaje zdominowane i podporządkowane walce o życie i przeżycie. Natasza jest uczestniczką nieprzewidywalnych i tragicznych wydarzeń jednak szczęśliwie udaje jej się wyjść cało z opresji. Nasuwa się przypuszczenie czy sami niedługo nie znajdziemy się w podobnej sytuacji. Kontrolowani przez nieznane systemy, poddani zaprogramowanym działaniom, pozbawieni pełnej kontroli nad własnym życiem. Kolejna dobrze napisana i interesująca powieść Manueli Gretkowskiej. Książkę wydało Wydawnictwo Znak Literanova. Zachęcam do przeczytania tej interesującej książki.
Zdzisław Ruszkowski.
Na linii świata Manueli Gretkowskiej to niepokojąca, niemal apokaliptyczna wizja świata, który zdaje się czaić tuż za rogiem. Wszystko zaczyna się całkiem niewinnie: młoda Polka - studentka psychologii, dorabiająca na seksczacie, wyjeżdża do Kalifornii, by opiekować się synem jednego ze swoich klientów. Początkowo nic nie wskazuje na to, że wkrótce przypadkowo stanie się częścią niosącej śmiertelne niebezpieczeństwo gry. To ostrzeżenie, że bezgraniczne uwielbienie świata wirtualnego, otaczanie się naszpikowanymi najnowszymi technologiami gadżetami i niestrudzone dążenie do stworzenia sztucznej inteligencji grozi pewnego rodzaju zagładą ludzkich wartości. Lektura fatalistyczna, dająca do myślenia.
„Na linii świata” to w twórczości Manuelii Gretkowskiej zupełnie nowy temat. Opowieść przywodzi na myśl „Solaris” Stanisława Lema, czy inne opowieści z gatunku science fiction. Chociaż… futurystyczne niegdyś wizje przywołanego pisarza z czasem stały się codziennością, więc kto wie... Sama fabuła to wartka historia Nataszy, studentki psychologii, która trafia do Doliny Krzemowej, by zająć się dzieckiem swojego „klienta”. I na początku wydaje się, że to będzie banalna historia, ale ojciec autystycznego Ethana pracuje nad czymś co zrewolucjonizuje wirtualny świat…
Kiedy dostałam propozycję przedpremierowego przeczytania książki Manueli Gretkowskiej „Na linii świata” od razu skojarzyło mi się katastroficzne „Blackout” M. Elsberga. I choć na co dzień sięgam po inną lekturę, pomyślałam że będzie to odskocznia. Taki apokaliptyczny klimat na początek jesieni.
Zaczyna się niewinnie. Natasza, studentka Wydziału Psychologii, dorabia na seks czacie, jednocześnie weryfikując w realnym życiu psychologiczne teorie. Krótkie opisy zawiązywanych relacji, pozwalają na poznanie bohaterów drugiej strony ekranu. I tyle fabuły. Aha, jeszcze w grę wchodzi niezobowiązująca relacja z kolegą ze studiów, opowieść biednej sierotki, dziwna znajomość z przyszłą panią dziekan, wyjazd do USA gdzie Natasza zostaje opiekunką autystycznego chłopca (syna jednego z użytkowników czatu).
Później jest gorzej. Świat programowania Doliny Krzemowej, fizyka kwantowa, androidy, samo jeżdżące samochody, drony, domy naszpikowane elektroniką, Naturatorzy. Nie brakuje wyboru Trumpa na Prezydenta i polskich parasolkowych przemarszów. Mało spójnej treści, przeważa chaos. I te zdania! – „Tom, przełykając spaloną kartkę, połykał własny umysł” (♥).Zdarzyło m się czytać chaotyczne powieści, gdzie zawsze na koniec miałam jakąś refleksję, a pozorne niepasujące do siebie elementy zaskakująco łączyły się choćby w małe obrazki. Tutaj tego nie było.
Kogoś poniosło. Albo mnie, że sięgnęłam po lekturę. Albo autorkę. Na okładce (o dziwo, ładnej) krzyczy hasło: „To nie jest wizja przyszłości. To wydarza się tu i teraz”. Czyżby?
Gdy przeglądam dorobek książkowy pani Manueli wyłania mi się obraz niezależnej kobiety, która nie boi się poruszać trudnych tematów (m.in. miłość w Paryżu, doświadczenia emigrantów, obraz zmieniającej się Polski). Gdybym była złośliwym belfrem, pewnie „Na linii świata” trafiłoby do lekcyjnego bloku Co autor miał na myśli? We fragmentach. Tych najbardziej absurdalnych.
Szacunek za te wszystkie skomplikowane kwantowe nazwy. Z pewnością autorka musiała zasięgnąć gdzieś tajemnej wiedzy.
Fanom autorki i chaosu – polecam. Wielbicielom dobrych książek i tym co sięgają po nowe – odradzam.
Manuela Gretkowska, to pisarka i działaczka społeczna o jasnych, wyrazistych poglądach. Swoich opinii nie ukrywa za fasadą poprawności politycznej, dlatego jej publiczne wypowiedzi całkowicie pozbawione są fałszu. I taka też jest najnowsza powieść autorki – „Na linii świata” – odważna i szczera. Tytuł książki nawiązuje do terminu wywodzącego się z teorii względności i zapowiada lekturę, którą chciałoby się umiejscowić w kategorii science-fiction. Niemniej jednak Gretkowska dotyka tematu mocno wpisującego się w naszą rzeczywistość – choć chcielibyśmy temu zaprzeczyć, świat wirtualny coraz bardziej wkrada się w świat realny. Zatem nie możemy być przekonani, że apokaliptyczna wizja autorki dotycząca przyszłości naszej cywilizacji nie nosi cech prawdopodobieństwa.
„Na linii świata” to historia kilku osób powiązanych z główną bohaterką. Pierwszoplanowa postać książki, studentka Natasza, ma osobliwą pracę – rozbiera się dla klientów na seksczacie. W ten sposób poznaje Toma, informatyka pracującego w Dolinie Krzemowej. Splot wydarzeń i trudnych okoliczności politycznych, które naznaczyły los dziewczyny w Polsce, powoduje, że Natasza postanawia wyjechać do Stanów Zjednoczonych w ramach ciekawego kontraktu zaoferowanego przez zagranicznego znajomego. I tam kończy się jej „zwyczajne” życie. Kobieta doświadcza surrealizmu, który dosłownie może zagrozić jej życiu.
Chociaż atrakcyjność fabuły książki jest dyskusyjna, podobnie jak nierówno rozwijające się tempo powieści, które powoduje, że początek jest dość monotonny, a końcówka bardzo dynamiczna, warto dostrzec przekaz, jaki niesie za sobą na „Na linii świata”. Autorka odniosła się do powszechnej dewaluacji wartości, nagminnego oceniania siebie przez pryzmat sztucznie stworzonych wzorców, a także trudności w rozpoznawaniu w życiu tego, co jest naprawdę dobre i prawdziwe. Nie wszystkie tezy Gretkowskiej przekonują, ale nie sposób odmówić autorce błyskotliwości i wyjątkowej sprawności operowania słowem. Ciekawa symbolika i skojarzenia, komentarze dotyczące aktualnej sytuacji politycznej w Polsce i na świecie, czy zobrazowanie konfliktu narastającego między duchowością a techniką i nauką, budują wartość książki Gretkowskiej. Warto przeczytać i zastanowić się, w jakim kierunku zmierza współczesność.
Pierwsze moje zetknięcie z twórczością Manueli Gretkowskiej było… dziwne. Jestem w stanie zgodzić się ze stwierdzeniem, że świat powoli jest opanowywany przez komputery, sztuczna inteligencja, samo prowadzące się samochody, androidy do złudzenia przypominające ludzi… to w najbliższej przyszłości może mieć miejsce, nie przeczę, bo to już się powoli dzieje. Ale jak można z rzekomo hakerskiego ataku zrobić jakiś nalot dziwolągów jak z jakiegoś podrzędnego filmu SF?
Niewyobrażalnie się męczyłam przy czytaniu, możliwe, że powód tego jest taki, że dla mnie był to jeden wielki bełkot, niezrozumiały bełkot, który kompletnie nic nie wniósł do mojego życia a jedynie obrzydził mi pozostałe książki autorki. Bohaterowie są dla mnie dziwni, nieskładni z niezbyt zrozumiałą dla mnie rolą, nie wspominając o dziwnym zakończeniu, no po prostu nie polecam nikomu, bo to będzie strata czasu.
Mimo iż trafiłem na propozycję lektury nowego utworu Manueli Gretkowskiej przypadkiem, od razu wiedziałem, że chcę poznać treść tej świeżej jeszcze publikacji, zanim zrobią to tłumy wiernych fanów szturmujących księgarnie. Wiedziony wakacyjnym głodem fabuły łapczywie zanurzyłem się w narracji, a ta z początku wydała mi się znajoma i podobna do wszystkich czytanych dotąd wydawnictw M.G. Cały spokój i harmonia obudzone we mnie w pierwszej połowie zawartości tomu, szybko przelały się jednak w wszechogarniające poczucie chaosu. Nagle bowiem w połowie książki wyraźnie zmienia się konwencja i od standardowej, ciekawej, wciągającej obyczajówki natychmiast staczamy się do nieudolnie prowadzonej opowieści z terenu fantastyki mistyczno-naukowej. Wątki zaczynają następować szybko, jeden po drugim, jeden na drugim, tak, że niemal wchodzą na siebie w wielu miejscach bardzo utrudniając ułożenie w wyobraźni, co też tak naprawdę się tutaj dzieje.
Gretkowska jak zawsze zabawia nas wprawnym piórem, wyczuciem frazy i grą na meandrach języka. Dlatego właśnie tom czyta się dobrze nawet wtedy, kiedy już dociera do nas niepoukładane i słabo zaplanowane szaleństwo motywów sci-fi, w dziedzinie których autorka staje się przecież prawdziwą debiutantką. Co takiego zmusiło pisarkę zajmującą się dotąd prozą opisującą relacje międzyludzkie i ich najrozmaitsze odcienie do pochylenia się nad światem rozwijającej się nauki i technologicznej apokalipsy? Być może, tak jak zaznaczono w blurbie na okładce, chciała wydać na świat własne świadectwo, które udowodniłoby to, że także ona „tak jak Houellebecq, twórcy Westworld i Black mirror” przeczuwa jak ogromne zło sprowadzi na naszą cywilizację postęp? Nie wiadomo. Wiadomo za to, że skutek jej starań jest opłakany. Otrzymujemy książkę, która poza zbyt wartką akcją – osadzoną tak jakby twórczyni „Kabaretu metafizycznego” i „Podręcznika do ludzi” zbyt spieszyła się, by skończyć z opowiadaną historią – charakteryzuje się brakiem płynności i logicznego rozwoju wypadków. Wszystkim tym, którzy podobnie jak ja, chcieliby zatrzymać w sobie obraz Gretkowskiej jako marki, na której zawsze można polegać, polecam przeczytanie „Na linii świata” tylko do połowy, albo do pierwszego zwrotu akcji, jaki zdoła wywołać u nas konsternację i niesmak (ja niestety przeczytałem całość do końca w nadziei, że coś – choćby jeden sprawny zwrot akcji - tę pozycję w moich oczach uratuje). Tym samym od dnia dzisiejszego staję się ostrożniejszy w ślepym podążaniu za nowościami od sprawdzonych autorów, kupujecie na własną odpowiedzialność!
Książkę „Na linii świata" miałam okazję czytać już jakiś czas temu. Dostałam ją od Wydawnictwa Znak bez żadnych danych i z czarną okładką. Nie wiedziałam, jaki jest jej tytuł, kto jest jej autorem, ani o czym jest ta powieść. Wiedziałam jedynie, że tyczy się polityki, miłości i fizyki kwantowej. Sama akcja bardzo mi się podobała. Miała ona na celu odwrócenie uwagi od tego, co można znaleźć w sieci. Na ogół, chcąc nie chcąc, czytelnik sugeruje się opinią innych, doświadczeniem autora, gatunkiem, streszczeniem fabuły, a nawet, nie oszukujmy się – okładką. Szczerze powiedziawszy, gdyby nie ta promocja, na pewno bym po tę książkę nie sięgnęła.
Natasza jest studentką psychologii, która dorabia, rozbierając się przed kamerką internetową. Pewnego dnia, jeden z jej klientów, proponuje jej nietypowy układ. Dziewczyna wyjeżdża do Kalifornii, gdzie ma podjąć opiekę nad jego synem. I to tyle ile jestem w stanie napisać o fabule, ponieważ dalej robi się skomplikowanie, jeszcze dziwniej oraz nierealnie.
Niby powieść napisana została przystępnym językiem, jednak momentami nie miałam pojęcia, co autorka ma na myśli i o czym ja właściwie czytam. Ta historia jest dziwna, zagmatwana, ale trzeba jej przyznać – jest czymś innym od wszystkiego, co do tej pory miałam okazję czytać. Początkowo czułam się zaintrygowana, choć zaskoczyło mnie już pierwsze zdanie: „Jedną z najpiękniejszych części świata jest penis – zaznaczyła kolejne miasto na mapie, obrysowując je różowym flamastrem w kształt chujka”.
Za dużo filozofii sprawiającej, że powieść staje się ciężkostrawna, pseudo inteligentne wywody, symbolika, po prostu pomieszanie z poplątaniem, które intryguje, ale przez większość czasu nudzi oraz dezorientuje. Na szczęście czyta się ją szybko, wiec spokojnie w jeden wieczór można ją mieć za sobą. Zdania złożone można policzyć na palcach u rąk, praktycznie cała składa się ze zdań pojedynczych, brak jest również jakichkolwiek rozdziałów. Kompletne rozwarstwienie narracji i dialogów. Nawet nie wiem, do jakiego gatunku można by ją sklasyfikować, więc zakwalifikuję ją po prostu do literatury współczesnej. Cóż, najbardziej podobał mi się cytat: „są realia, moralia i dupalia” i to on najlepiej opisuje tę książkę.
Przejrzałam w Internecie parę wywiadów i wypowiedzi pani Manuelii Gretkowskiej i jakoś do mnie nie trafia ani jej twórczość, ani poglądy, ani nic o czym mówi. W „Na linii świata” chyba najbardziej przeszkadzał mi wszechogarniający chaos oraz wulgaryzm. Zwroty pokroju „chujocipodupcu” albo opisy: „Piekło ją między nogami. Ukucnęła w rowie. Zakryta płaszczem sikała. Wdychała zapach moczu dającego ulgę” są obleśne i nie na miejscu. Jeśli ktoś czytał „Na linii świata” i mu się podobało, to polecam zaopatrzyć się w „Gram w filmie o tobie” – obie książki mają podobny klimat.