Bez trudu serca niemożliwe jest rozeznawanie myśli, pisał św. Barsanufiusz z Gazy. Mimo to współcześnie kształtowanie wrażliwości zdaje się niemal zapomnianym elementem osobistej formacji. Dostrzegając tę lukę, wieloletni duszpasterz, terapeuta i wykładowca, ojciec Amedeo Cencini (ur. 1948), podejmuje refleksję nad tym, jak zadbaćo kształtowanie własnej wrażliwości. Odsłania przy tym jej tajemnice i pokazuje wpływ, jaki wywiera na nasze codzienne decyzje, postawy oraz te najistotniejsze życiowe wybory. Warto podjąć ten trud, bo jeśli pracujemy nad wrażliwością, budujemy dom na solidnym fundamencie, a kształtowanie nie tylko przekonań, ale i uczuć, które nadają życiu ciepło i barwę, jest wysiłkiem zadowalającym jak nic innego.
„Prawdopodobnie Bóg nie istnieje, więc przestań się martwić i ciesz się życiem” (R. Dawkins): jest to stare przekonanie, zgodnie z którym radość i wiara w Boga nie mogą ze sobą współistnieć; jest tylko albo jedno, albo drugie. To przekonanie zakłada kolejne: wyobrażenie Boga zbyt poważnego, którego katecheza nie może zmienić. Smutek wielu chrześcijan nadal je umacnia. Bóg natomiast jest nieskończoną radością, cieszy się ze stworzenia i świętuje w niebie, gdy nawraca się choćby jeden grzesznik, dając Ojcu możliwość pokazania całej swojej miłości. Dlatego to „radość jest prawdziwym zajęciem w niebie” (C.S. Lewis). Nie będą do niego mieli prawa wstępu ci, którzy nie nauczyli się cieszyć już tutaj, na ziemi, lub też nigdy nie sprowokowali radości Odwiecznego. „Radujcie się zawsze w Panu” (Flp 4,4)
W Kościele Boga albo rozkwitają wszystkie powołania, albo istnieje niebezpieczeństwo i ogólny kryzys powołaniowy. Powołanie należy więc rozumieć nie jako propozycję kierowaną bezpośrednio do niektórych osób obdarzonych szczególną konsekracją, ale jako bodziec adresowany do wszystkich, by w sposób inteligentny przemyśleli, jaki kierunek mają nadać swojemu życiu. Właśnie, dlatego rolą duszpasterstwa powołaniowego jest dziś ukazanie sensu wzajemnych relacji między wzrostem w wierze i wyborem powołania oraz budzenie uśpionej wiary lub wzbudzenie wiary na nowo, zdolnej doprowadzić do radykalnych i wielkodusznych wyborów. Przestrzenią realizowania tego rodzaju wychowania, które ze swej natury stanowi coś nie tylko złożonego i trudnego, ale również tajemniczego i przekraczającego siły animatorów powołaniowych, jest parafia powołaniowa, rozumiana nie tylko, jako rezerwuar powołań dla seminarium, ale wcześniej jeszcze i przede wszystkim jako parafii a misyjna; jako miejsce, w którym doświadcza się bycia powołanym na całe życie, oraz w którym wierzący przeżywa odpowiedzialnie powołanie drugiego i staje się powołującym, dorosłym w wierze. Takie rozumienie powołania, duszpasterstwa oraz parafii i, jako odpowiedź na pytania stawiane w obliczu kryzysu powołań, proponuje Autor książki Przywołał do siebie tych, których sam chciał. Pedagogia powołania.
Wyjątkowość książki w świecie przesiąkniętym indywidualizmem polega na jednoznacznym wyrażeniu przekonania o tym, że życie staje się możliwe do przeżycia jedynie wtedy, gdy spędza się je razem. Życiu konsekrowanemu, które często jeszcze identyfikuje się z ideałem doskonałości, przypomina, że przeżywając wspólnie doświadczenie słabości, możemy smakować i głosić Wieczność.
Nie wszyscy dostrzegli, że z naszymi zmysłami dzieje się coś złego. Także dlatego, że do uświadomienia sobie, że je tracimy, potrzebne są nam... zmysły. „Mamy oczy pełne obrazów, a stajemy się coraz bardziej krótkowzroczni, zewsząd otaczają nas dźwięki, a już niczego nie słyszymy. Zapach rzeczy jest niejasnym wspomnieniem: przyjmujemy substancje sprawiające, że powonienie staje się bezużyteczne. Dotykamy wszystkiego, ale nas już nic «nie dotyka»”. W czasach gdy grozi nam znieczulenie ludzkich zmysłów, musimy dążyć do tego, by odkryć na płaszczyznach psychologicznej, filozoficznej i teologicznej to, co w szczególny sposób związane jest z naszym człowieczeństwem. „Czy utraciliśmy zmysły?” – Amedeo Cencini nie pozostawia nas z tym pytaniem, ale uczy, w jaki sposób należy je ukierunkować i nadać im sens. Z powodzeniem możemy stawić czoło pokusie urządzeń cyfrowych, kulturze pozorów, wyzwaniom codzienności dopiero wtedy, gdy nasze zmysły i wrażliwość zakorzenią się w inteligencji i dojrzałej uczuciowości. Trzeba o nie dbać w szczególny sposób, aby uszlachetnić życie naszych wspólnot i rodzin.
Misją nie jest tylko Afryka czy Bangladesz albo jakieś umiłowanie przygody czy charakter lubiący nowości. Nie są to też dalekie lądy lub surowe życie, odwaga i ryzyko związane z podstawową ewangelizacją, niezważanie na niebezpieczeństwa i świadomość możliwości męczeństwa Misją jest to wszystko razem i jeszcze dużo więcej!Albo jest się misjonarzem, albo kimś zdymisjonowanym. Nie ma drogi ucieczki ani pośredniego rozwiązania: każda istota ludzka staje przed tym wyborem, nie tylko wierzący albo ktoś obiecujący, altruista, wielkoduszny, lecz każdy śmiertelnik w pewnym momencie swego życia staje wobec tej egzystencjalnej alternatywy. Decyzja o byciu misjonarzem jest wyborem, który nadaje życiu znaczenie i to znaczenie tak poważne i istotne, że przyjmuje się to za ideał życia i źródło tożsamości.
Jesteśmy cywilizacją wytwarzającą zbyt wiele brudów - i nie wiemy, jak się ich pozbyć. Mówimy zbyt wiele rzeczy pustych i banalnych - i nie umiemy rozpoznać, co jest prawdą. Aby podjąć wyzwania, przed jakimi stajemy, potrzebny jest nam zupełnie nowy rodzaj odwagi. W przeciwnym razie zadusimy się pozostałościami po tym, co sami wyprodukowaliśmy i skonsumowaliśmy. Czy to wszystko ma także jakąś wymowę dla Kościoła oraz dla rodzaju "pokarmu i komunikacji" w jego obrębie? Czy bezpłodność powołaniowa może być niepokojącym znakiem chorego albo przynajmniej niezupełnie zdrowego organizmu kościelnego? Bóg powołuje i powierza misję - czy jednak potrafimy pójść za tym powołaniem?
Środowisko i kryterium rozeznaniaTrudne przypadkiPatologie i niedojrzałości afektywno-seksualneProblematyka homoseksualizmu
Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Ustawienia plików cookie
Załóż konto
Sprzedaż hurtowa
Bonito na Allegro