Polak – Alek Bielski, weteran z Afganistanu. Rosjanie – Misza Asieniewicz, moskiewski milicjant, i Ksenia Morozowa, (nie)zwykła dziewczyna. Losy tej trójki, początkowo wydawałoby się ze sobą niezwiązane, łączą się za sprawą intrygi tajemniczego świata, z którego istnienia zwykli ludzie nie zdają sobie sprawy.
Ksenia, Misza i Alek stają się zabawkami w rękach bogów, od wieków planujących intrygę mającą na celu doprowadzenie do zmiany dominacji w istniejącym świecie. Czy Perunowi uda się zawładnąć światem bogów i ludzi? Po czyjej stronie jest Światowid? A może wszyscy spotkają się w Nawii, podziemnym królestwie Welesa?
Odrobina humoru, dużo mocnej i wartkiej akcji, nietuzinkowi bohaterowie, realia społeczne, obraz Rosji i pierwsza tak rozbudowana wizja słowiańskiej fantasy umiejscowiona w XXI wieku. Gdy bogowie obmyślą plan, nie masz wyjścia i musisz tańczyć tak, jak ci zagrają... a może jednak nie?
Autor | Tomasz Duszyński |
Wydawnictwo | Poznańskie |
Rok wydania | 2015 |
Oprawa | miękka |
Liczba stron | 544 |
Format | 12.2 x 19.5 cm |
Numer ISBN | 978-83-7976-303-0 |
Kod paskowy (EAN) | 9788379763030 |
Waga | 488 g |
Wymiary | 123 x 197 x 30 mm |
Data premiery | 2015.08.26 |
Data pojawienia się | 2015.08.11 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Zapraszam na www.niekulturalnakulturalnie.wordpress.com
Sięgają po „Drogę do Nawi” Tomasza Duszyńskiego, spodziewałam się czegoś w iście Gaimanowskim stylu. Bogowie we współczesny świecie? Jasne, czemu nie. Szczególnie kiedy ów bogowie są nasi, słowiańscy. Można w ten sposób połączyć przyjemne z pożytecznym i w końcu się czegoś o nich dowiedzieć.
Co może łączyć polskiego weterana z Afganistanu, moskiewskiego milicjanta i zwykłą dziewczynę? Okazuje się, że całkiem sporo. Losy tej trójki splotą się ze sobą za sprawą boskich intryg, o których nie mieli pojęcia. Alek, Misza i Ksenia są tylko zabawkami w rękach prastarych bogów, którzy od wieków walczą ze sobą nie bacząc na konsekwencję. Jaką rolę w tym wszystkim odegrają bohaterowie? Czy plan Peruna się ziści? A może wszyscy spotkają się w królestwie Welesa, krainie zmarłych zwanej Nawi?
Tomasz Duszyński jest między innymi dziennikarzem, radiowcem, scenarzystą gier, a także maratończykiem. Debiutował zbiorem opowiadań „Produkt uboczny” i od tamtej pory na rynku pojawiło się wiele tytułów z gatunku fantasy sygnowanych jego nazwiskiem. „Droga do Nawi” miała zapewnić czytelnikowi odpowiednią dawkę humoru, intryg, wartką akcję oraz wyjątkowych bohaterów, którzy zapadają w pamięci. Czy mu się udało?
Owszem, bo w książce dzieje się dużo, czasem nawet za dużo, by po chwili przejść do lekko przydługawych opisów. Jedni potraktują to jako zaletę, inni jako wadę. Przyznaję, że pomysł na urban fantasy, w którym przecinają się ze sobą świat współczesny i pogański, jest ciekawy i oryginalny, ale tylko z pozoru. Tekst powiela wiele schematów i gdyby nie całkiem przyjemny styl Pana Duszyńskiego, nie wiem, czy dotrwałabym do końca.
Pierwsze co w ogóle rzuca się w oczy to okładka, za którą odpowiada Dark Crayon. Tak, wiem, nie powinno się po tym oceniać zawartości, ale w tym przypadku grafika może nam całkiem sporo powiedzieć o treści. Posąg (prawdopodobnie) Światowida, pioruny i spowita w mgle metropolia… Tego właśnie możecie szukać w powieści Duszyńskiego.
„Droga do Nawi” nie jest typowym przedstawicielem gatunku i dlatego ciężko mi ją jednoznacznie ocenić. Z jednej strony mamy świetnie wykreowany świat, chwytliwy pomysł i coś czego mało w świecie literatury fantastycznej – słowiańskich bogów. Brakowało mi jednak czegoś, co pozwoli mi wejść w lekturę, zatopić się bez reszty. Okazała się być książką w stylu „przeczytam i zaraz zapomnę”.
Autor stworzył postacie z charakterem, pełnokrwiste i z bogatym bagażem doświadczeń. Każdy jest inny i ma odmienną historię, która wpływa na jego wybory i działania. Los skrzyżował ich drogi w bardzo specyficznym momencie, angażując każdego z osobna i wszystkich razem w plan Peruna, który nie jest taki oczywisty. W końcu bóg obmyślał go przez dekady, a nawet stulecia, i będzie sięgał po najcięższe środki, by dotrzeć do celu. Nawet poświęcając najbliższych.
Typowa dla mitologii jest magia i wszelkie zjawiska nadprzyrodzone. Duszyński potraktował je jako coś naturalnego dla świata przedstawionego, nie poświęcając im za dużo uwagi. Skupił się na historii bogów samych w sobie, łączących ich relacjach i odwiecznej walce. Znacie na pewno historie Zeusa i jego rodzinki. Tutaj okazuje się być bardzo podobnie.
Po „Drodze do Nawi” spodziewałam się czegoś innego. Nie można odciąć się od porównań do „Amerykańskich bogów” Gaimana. Mi powieść Tomasza Duszyńskiego nie do końca przypadła do gustu, ale nie wątpliwie jest to fantastyka na dobrym poziomie, dopracowana w najmniejszym szczególe, która łatwo odnajdzie swoich zwolenników. Sięgnijcie choćby po to, by samemu się przekonać.
Temat bogów, którzy znudzeni stagnacją w niebiesiech schodzą na ziemski padół i wtrącają się do wszystkiego nie jest nowy.
Wystarczy wspomnieć genialną powieść Gaimana Amerykańscy Bogowie.Jednak Tomasz Duszyński uczynił z tego wątku, powieść całkiem nową i świeżą, którą czytało mi się wyjątkowo przyjemnie.Ale zacznijmy może od początku.
Droga do Nawi opowiada historię weterana z Afganistanu i dwójki Rosjan, którzy zostają wplątani w iście wystrzałową intrygę.Oto bowiem Perun, odwieczny, wszechwładny bóg Słowian, postanawia się upomnieć o swoją schedę, a czyni to wyjątkowo widowiskowo.
Oczywiście Światowid i reszta zapomnianych bóstw także mają swoje do powiedzenia.
Podziemne królestwo, widowiskowe walki, które nie trudno sobie wyobrazić, dużo dobrego humoru, znane wszystkim mity, widziane z trochę innej perspektywy - czegóż chcieć więcej.
Świetna książka napisana przyjemnym stylem, nie nudziłem się nawet przez chwilę, polecam.Dodatkowy plus to genialna okładka, autorstwa, jakżeby inaczej Dark Crayona.
Tomasz Duszyński nie jest debiutantem, choć ja spotkałam się z jego nazwiskiem po raz pierwszy. Publikował już w Fabryce Słów (zbiory opowiadań, które nie cieszyły się jakąś ogromną popularnością, ale nie zostały też zupełnie niezauważone), poza tym był współautorem różnych antologii i wydawał bajki. Zdecydowanie nie jest już początkującym pisarzem, po Drodze do Nawi możecie więc spodziewać się dojrzałego dzieła.
Do przeczytania tej książki zachęciło mnie jedno zdanie z opisu: Odrobina humoru, dużo mocnej i wartkiej akcji, nietuzinkowi bohaterowie, realia społeczne, obraz Rosji i pierwsza tak rozbudowana wizja słowiańskiej fantasy umiejscowiona w XXI wieku. Konkretnie ostatnia część tego zdania. Też macie już dość wszystkich tych amerykańskich książek pisanych na tę samą modłę? Wampiry świecące w słońcu itepe? Słowiańskie fantasy brzmiało bardzo obiecująco, tym bardziej, że sama chętnie czytam fantastykę zza wschodniej granicy (i uważam ją za lepszą od tej zza zachodniej). Czemu więc nie sprawdzić, jak poradził sobie nasz rodak?
Głównymi bohaterami Drogi do Nawii jest trójka młodych ludzi: Alek Bielski – Polak, były żołnierz, który z Afganistanu przywiózł do kraju zespół steru pourazowego, Misza Asieniewicz – Rosjanin, przedstawiciel wymierającego gatunku milicjantów, którzy mają jeszcze jakieś zasady oraz Ksenia – Rosjanka, zwykła dziewczyna, która jak się okazuje, nie jest wcale taka zwykła. Losy tej trójki splatają się ze sobą – choć o tym nie wiedzą, są ważnymi pionkami w rozgrywce bogów.
A bogowie mają problem. Popadają w zapomnienie. Perun, Światowid, Weles – kiedyś tacy potężni, dziś bez wyznawców tracą swoją moc. Ostatnia wielka intryga ma uratować ich od zapomnienia. Czy się powiedzie?
Klimat tej powieści przypominał mi bardzo patrole Siergieja Łukjanienki. Do tego motyw bycia pionkami w rękach bogów i sam Misza. Wszystko było takie „patrolowe”. Ale jeśli kojarzycie co nieco słowiańską fantastykę, musicie wiedzieć, że to wcale nie jest złe porównanie – przeciwnie, bardzo dobre.
Bohaterowie zostali całkiem nieźle wykreowani, ale szczerze mówiąc, ci poboczni całkiem ich przyćmili. Mam tu na myśli rubasznych bliźniaków o zabawnych imionach – Lel i Polel. Kiedy pojawiała się ta dwójka, pojawiał się też uśmiech na mojej twarzy. Ksenia, najważniejsza postać w tej rozgrywce, wydała mi się taka… nijaka. Przez większość czasu nie wiedziała kim jest i czego chce. Panowie okazali się o wiele lepiej wykreowani.
Droga do Nawi to faktycznie rozbudowana wizja słowiańskiej fantastyki. Może nawet trochę zbyt mocno rozbudowana. O ile początek powieści bardzo mi się podobał i wiązałam z nią duże nadzieje, tak dalej – kiedy wszystko gmatwało się coraz bardziej – mój zapał nieco osłabł. Ale tu gdzie ja poczułam się nieco rozczarowana, fani skomplikowanych rozwiązań będą zadowoleni. Tak czy owak ta książka to kawał dobrej fantastyki – w naszym rodzimym, słowiańskim wydaniu. To coś świeżego przy tych wszystkich powieściach o wampirach i wilkołakach. Jeśli podobnie jak ja, macie ich dość, dajcie szansę Drodze do Nawi. Nie będziecie zawiedzeni.