Czy wiesz, co łączy prezydenturę Komorowskiego, Euro 2012 w Polsce i śmierć polskich polityków w wypadku? Przewidział to Robert J. Szmidt!
Co byś zrobił, gdybyś posiadał nadnaturalne moce? Gdybyś umiał czytać w myślach lub narzucać innym swoją wolę? Stałbyś się superbohaterem czy raczej złoczyńcą? A może wybrałbyś inną drogę? Na przykład udawał jasnowidza, oferując swoje usługi tym, którzy gotowi są dobrze zapłacić – policji, zdesperowanym rodzinom ofiar zbrodni, chciwym korporacjom albo bezwzględnym politykom.
Przyjmując ofertę służb specjalnych, telepata Edmund Lis nie ma pojęcia, że intratne, jak mu się zdawało, zlecenie otworzy drzwi do zupełnie innego świata, w którym o wiele potężniejsi od niego esperzy toczą wojnę o dominację nad ludzkością.
Autor | Robert J. Szmidt |
Wydawnictwo | Rebis |
Rok wydania | 2018 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 304 |
Format | 12.8 x 19.7 cm |
Numer ISBN | 978-83-8062-437-5 |
Kod paskowy (EAN) | 9788380624375 |
Wymiary | 128 x 197 mm |
Data premiery | 2018.11.20 |
Data pojawienia się | 2018.10.18 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Wielkim fanem Szmidta nigdy nie byłem i nigdy pewnie nie będę. Jak większość polskich fantastów, tak i on pisze w sposób prosty, lekki i szybki w odbiorze, ma dobre momenty, ale serwuje nam jedynie rozrywkę. I tylko rozrywką, nawet jeśli z perspektywy lat bardzo trafną w swym profetyzmie, jest powieść „Kroniki jednorożca: Polowanie”. Choć trzeba przyznać, że to nawet udana lektura, z paroma dobrymi wątkami i pazurem.
Przyszłość (przynajmniej dla czasów, kiedy powieść powstawała). Edmund Lis jest telepatą, potrafi czytać ludziom w myślach, narzucać im swoją wolę itd. Los chce, że zamiast zostać superbohaterem albo samemu czerpać korzyści ze swoich zdolności, staje się marionetką w rękach pewnego polityka. To jednak wierzchołek góry lodowej, bo już wkrótce utworzona zostaje tajna grupa wywiadowcza złożona z osób z podobnymi mocami. Ich cel na chwilę obecną jest dość prosty – znaleźć „jednorożca”, a dokładniej prawdziwego jasnowidza. Kogoś, kto potrafiłby przewidywać przyszłość. Jak się można spodziewać, Lis i jego ekipa nie wiedzą jeszcze, co na nich czeka…
Twórczość Szmidta znana jest nie tylko w Polsce. Autor ten, na rynku obecny od lat 80., stworzył wiele pamiętnych dzieł, w tym serię z gatunku space opera „Pola dawno zapomnianych bitew”, która nie tylko ukazała się w USA, ale także zdobyła tam spore uznanie. Pozytywnie wypowiadali się o niej m.in. Nancy Kress, David Weber czy Mike Resnick. Jeśli chodzi o „Kroniki jednorożca” trudno odnosić się do nich z aż takim zachwytem. To, jak pisałem na wstępie, dość prosta rozrywka pozbawiona większej oryginalności i głębi.
Na czym więc polega jej popularność? Bo gdyby nie była popularna, nie doczekałaby się wznowienia po ponad dekadzie od premiery, prawda? Dla polskiego czytelnika na pewno atrakcyjne są tu odniesienia do rzeczywistości. Gdy jednak powieść powstawała, siła jej wymowy nie była tak duża, jak teraz. Wtedy to była fikcja, ale rzeczywistość ją dogoniła, choć nikt nie mógł się tego spodziewać. Może zmiany polityczne były dość przewidywalne, ale już zamach Rosjan na polską elitę celem przejęcia władzy czy organizacja przez nasz kraj Euro na pewno nie znajdowały się w fazie przypuszczeń kogokolwiek. Szmidt to jednak wymyślił, przewidział wręcz, a całość wcisnął w sensacyjno-fantastyczne wydarzenia niczym z kinowych hitów akcji.
Rzecz w tym jednak, że nie wplótł tych wydarzeń w zbyt oryginalny scenariusz. Wręcz przeciwnie, całą fabułę (stanowiącą rozwinięcie opowiadania autora pt. „Polowanie na jednorożca”) Szmidt oparł tu na schematach pełnymi garściami czerpanych z książek Stephena Kinga o bohaterach z telekinetycznymi mocami, podlał to motywami z przygód X-Menów i innych komiksowych superbohaterów, a do tego dorzucił jeszcze coś z serialu „Z archiwum X”. I wcale swoich inspiracji nie ukrywa, nawet głównemu bohaterowi nadał pseudonim Mulder. Zabrakło w tym niestety trochę zabawy schematami i satyry, która dodałaby całości dystansu.
Ale jest niezła rozrywkowa opowieść. Nieco wulgarna, dość mocno ciążąca w stronę tendencji od lat popularnych w polskiej fantastyce (acz za rzadko przełamywanych). Nieprzekonani do rodzimych powieści z tego gatunku nieprzekonanymi nadal pozostaną, ale ich miłośnicy będą zadowoleni.
Obdarzony telepatią Edmund Lis zostaje zwerbowany do tajnej grupy wywiadowczej. Jego drużyna szuka jednorożca: osoby obdarzonej umiejętnością jasnowidzenia. W trakcie jednej z akcji zostają jednak zapędzeni w pułapkę. Z życiem uchodzi tylko Lis oraz Kamil, członek grupy z talentem leczenia.
Gdy minęła mi „wczesnopodstawówkowa” faza na „Harry’ego Pottera” dość szybko przerzuciłam się na filmowych „X-menów” – wprawdzie komiksów nigdy nie poznałam, ale sam motyw z tej serii był i jest czymś mi bliskim. Nie wspominam o tym bez powodu: „Polowanie” Roberta J. Szmidta, czyli pierwszy tom „Kronik jednorożca” niezwykle kojarzą mi się z tą serią, choć całość osadzona jest w polskich realiach, a osoby z nadprzyrodzonymi zdolnościami raczej nie chodzą do stosunkowo beztroskiej szkoły Charlesa Xaviera.
„Polowanie” to powieść typowo rozrywkowa. Lekka, wręcz – komiksowa. Raczej nastawiona na akcję, niż na przekazywanie wielkich ideałów i analiz filozoficznych. Jest więc wyjątkowo lekką fantastyką naukową, która ma w sobie bardzo mało, jeśli w ogóle, technicznych wątków i określeń. Traktowanie jej inaczej raczej po prostu nie ma większego sensu: wprawdzie Szmidt „przewidział” w niej niektóre polskie wydarzenia (książka została wydana po raz pierwszy w 2007), ale powiedziałabym, że to raczej kwestia przypadku i poprawnej analizy rzeczywistości, a nie jasnowidztwa. Z resztą, nie są to rzeczy szczególnie przez autora rozwijane, czy analizowane: po prostu dla fabuły „Polownaia” były potrzebne pewne konkretne pomysły, wydarzenia, czy miejsca, więc po prostu zostały w historii wykorzystane.
Warto zwrócić uwagę na to, że dla fantastyki naukowej ponad dziesięć lat od wydania pierwszego tomu często bywa zabójcze. W tym przypadku na szczęście do tego raczej nie doszło. Wprawdzie należy brać pod uwagę fakt, że akcja dziejąca się w 2011 to dla autora powieści wciąż przyszłość, jednak biorąc pod uwagę, że trafiamy do fantastycznego świata to pewne fakty i detale nie muszą się zgadzać, zwłaszcza, że mamy do czynienia z powieścią akcji. Powiedziałabym wręcz, że biorąc pod uwagę erę superbohaterów, w jakiej jesteśmy obecnie, „Polowanie” jest może nawet bardziej chwytliwe i topowe niż tą dekadę temu.
Na tło naszej historii Szmidt wybrał polską politykę. Niech to jednak nikogo nie przestraszy. Przede wszystkim autor nie wykorzystuje żadnych istniejących nazw partii (w ogóle zazwyczaj unika podawania imion i nazwisk polityków, chyba że jest to koniecznie potrzebne), a całość naprawdę stanowi tylko podbudowę historii. Ta książka naprawdę jest jak film akcji – niby to wielkie spiski polityczne, czy biznesowe są motywacjami naszych postaci, ale w gruncie rzeczy ani nas szczególnie nie interesują, ani twórcy nie próbują w nie wnikać. W końcu w takich opowieściach nie o to chodzi.
W „Polowaniu” dostajemy duet bohaterów. Niewątpliwie postacią wiodącą jest Edmund Lis – inteligentny, szybko myślący telepata, który zdecydowanie jest ciekawym w obserwacji mężczyzną, choć jednocześnie nie wykracza poza typowe ramy postaci z tego typu historii. Jego towarzysz, Młody, to swoista kontra dla Lisa: raczej woli proste, leniwe rozwiązania, które jednak czasem sprawdzają się lepiej od kreatywnych, ale zbyt wymyślnych pomysłów głównego protagonisty. To dobrze współgrająca para bohaterów, których obserwuje się w przyjemnością, choć musze przyznać, że brakło mi tu pewnej podbudowy tych postaci. Weźmy na przykład właśnie Lisa – choć trafił do „polityki” jako dorosły nie wiemy nic z jego przeszłości. Czy miał rodzinę? Innych bliskich? Co studiował, miał ukochaną, dramaty, pragnienia? Nie pamiętam, aby w książce Szmidta pojawiła się choćby wzmianka na ten temat. Młody ma wprawdzie nieco lepiej wyjaśnione swoje pochodzenie, ale też: mimochodem, w dosłownie kilku zdaniach.
Moje pierwsze spotkanie z powieścią Szmidta, a drugie spotkanie z autorem w ogóle (poprzednie odbyło się dzięki jednemu z jego opowiadań) uważam za udane; dostałam właściwie to, czego oczekiwałam po opisie z tyłu okładki. „Polowanie” to przede wszystkim czysta rozrywka. Nie zapewni może okazji do analizy, nie jest też w jakikolwiek odkrywcza, ale wykorzystuje ciekawe motywy w poprawny sposób. Niedługa, lekka, przyjemna, ale jednocześnie nie infantylna – to zdecydowanie sprawia, że z książką Szmidta można po prostu miło spędzić czas.