Zapadająca w pamięć refleksja nad przemijaniem i dążeniem do samookreślenia. Uhonorowana dziesiątkami nagród i doceniona przez krytyków z całego świata.
Tom i Charlie, mocno już posunięci w latach, postanowili wycofać się z normalnego życia. Żyją teraz w oddaleniu, w środku lasu, gdzie szukają prawdziwej wolności. Wszystko zmienia się, gdy pewnego lata przybywają do nich dwie kobiety. Jedna z nich to młoda fotografka dokumentująca serię katastrofalnych pożarów lasów, które spustoszyły północne Ontario na początku XX wieku. Kobieta szuka Teda Boychucka, ocalałego z pożarów. Druga to starsza kobieta, która w tym samym czasie opuszcza szpital psychiatryczny, w którym przebywała od szesnastego roku życia. Osiemdziesięciodwulatka dołącza do mężczyzn i jako Marie-Desneige zaczyna nowe życie. Z pomocą fotografki grupa znajduje serię obrazów zmarłego Teda, naznaczonych Wielkimi Pożarami, i zaczyna rozszyfrowywać historię artysty.
(...) pisarka pokazuje, że miłość, podobnie jak nadzieja i pragnienie wolności, nie zważa na wiek. Prawdziwe cudo.
– „Voir Montréal”
W tym dziele Jocelyne Saucier po raz kolejny demonstruje przejmujące piękno swojego pisarskiego stylu.
– „Le Libraire”
Autor | Jocelyne Saucier |
Wydawnictwo | Sonia Draga |
Rok wydania | 2018 |
Oprawa | miękka |
Liczba stron | 256 |
Format | 12.3 x 19.5 cm |
Numer ISBN | 9788381105088 |
Kod paskowy (EAN) | 9788381105088 |
Wymiary | 123 x 195 mm |
Data premiery | 2018.11.14 |
Data pojawienia się | 2018.10.30 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Najpięknieja i najlepsza książka, jaką miałam PRZYJEMNOŚĆ czytać ostatnio....
Pożary, które na początku XX wieku pustoszyły północną część kanadyjskiej prowincji Ontario do dziś nie schodzą z ust wielu. Mówi się o pożodze, zniszczeniach, mocy ognia i ciężkości dymu. Niebo było czarne, jakby zamieniło się w piekło. Duszność, przytłaczająca ciemność i gorąc. Człowiek nie mógł oddychać, zwierzęta zdychały, ptaki spadały z nieba ludziom pod nogi.
Przeżył Ted, a może Edward, może Ed, może Theodor Boychuck? Imię stanowi odwieczną zagadkę, dlatego i jego poszukiwanie to tajemnica i gmatwanina jednocześnie. Znany był jako ślepy chłopiec, który przez sześć dni krążył po dopalających się zgliszczach. Każdy gdzieś go widział, kojarzył z wielu miejsc. I gdy fotografka trafia na jego osobę, okazuje się, że... właśnie zmarł.
Lecz ta wieść, z jednej strony smutna, bo dochodzi do człowieka świadomość, że szukał kogoś, kogo już nie ma, że to daremna praca, lecz z drugiej... Ta cała droga zaprowadza kobietę do Charliego i Toma.
I zostaje z nimi...
Do nich niebawem dołącza ponad 90-letnia staruszka. Była pacjentka "domu dla nienormalnych", która nie zna życia. Nie zna codzienności... A tu? W tej głuszy, w samym środku lasu, uczy się żyć bez leków, uczy się walki z własnymi demonami i... poznaje miłość. Tak. Ponad 90-letnia staruszka zakochuje się, z wzajemnością, w Charliem. Oboje mają prawie 200 lat!
Ale to tylko zarys fabuły, która wymyka się narysowaniu jako takiemu. To piękna powieść o wolności, szczęściu i normalności. To strony zapisane pięknym językiem, minimalnym wręcz, który między słowami zmusza do zadumy. Który wymaga dobrego skupienia i wyłapywania tego, co częstokroć nie jest napisane, a skrzętnie dla oka ukryte. To delikatność i sensualność. Stajesz się mieszkańcem lasu, uciekinierem. Starcem szurającym kapciami. Stajesz się stary i nudny jak cholera, powtarzalny, ale... Ale to jest wartość życia i jego sens. To jest normalność i spokój. To jest piękno, które tylko ty możesz dostrzec. To Twoje, jedyne, niepowtarzalne słońce. Jesteś stary, twój cień się kurczy, odsuwasz śmierć w kąt. To jeszcze nie jej czas...
Bo czym jest czas?
„Ptaki padały deszczem” to powieść o życiu i o śmierci, o radości i smutku, o potrzebie miłości i o samotności... Przede wszystkim jednak jest to książka pełna refleksji nad kondycją współczesnego człowieka, który czuje się zagubiony w świecie pozorów, pośpiechu i wyścigu szczurów.
Nie bez kozery wymieniłam w leadzie najpierw pozytywne rzeczowniki. Dla mnie bowiem nowa książka Jocelyne Saucier ma ostatecznie optymistyczny wydźwięk. Piszę to z pełną odpowiedzialnością za słowa i ze świadomością, że nie popełniam śmiertelnego grzechu spojlerowania.
Być może wśród czytelników znajdą się tacy, którzy nie zgodzą się ze mną. Szanuję ich zdanie, ale jednocześnie bardzo im współczuję, bo jeśli po lekturze tej książki nie dojrzą światełka w tunelu, będzie to oznaczało, że zawsze widzą szklankę do połowy pustą, a nie pełną.
A teraz czas na małe co nieco o treści...
W głębi kanadyjskich lasów mieszkają dwaj bardzo leciwi samotnicy. Charlie i Tom mają razem niemal dwieście lat, ale wciąż świetnie sobie radzą i każdego ranka cieszą się, że mogą powitać kolejny dzień. Nie zamierzają pożegnać doczesnego świata jako stetryczali i uciążliwi gamonie. Mają na to swój sposób, który wzbudzać może kontrowersje.
Pewnego dnia do ich zamkniętego świata docierają niespodziewani goście. Pierwszym z nich jest energiczna pani fotograf badająca losy ludzi, którzy na początku minionego wieku przeżyli serię wielkich pożarów - tragedii, jaka pochłonęła ogromne połacie lasów i wiele ludzkich istnień. Wścibska kobieta wypytuje dodatkowo o nieżyjącego już, trzeciego mężczyznę, znajomego pary odludków, z którym wiąże się kilka intrygujących tajemnic.
Drugim przybyszem okazuje się staruszka, która ponad sześćdziesiąt lat spędziła w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym.
Wraz z nią do samotni Charliego i Toma trafiają dwaj podejrzani, ale sympatyczni, znacznie młodsi mężczyźni.
Od tej pory codzienność dwóch starych dziwaków ulega zmianom, o jakich jeszcze niedawno nawet im się nie śniło.
Dobrze to czy źle? Odpowiedź na to pytanie komplikuje się coraz bardziej, gdy do głosu dochodzą przemilczane dotąd wydarzenia z przeszłości.
W powieści aż roi się od tajemnic, ale jeśli ktoś liczy na akcję pędzącą z zawrotną prędkością, poczuje się rozczarowany. Nie jest to bowiem proza sensacyjna, lecz pełna refleksji i niedopowiedzeń opowieść o człowieku, jego życiowych wyborach, tęsknotach, marzeniach i ostatecznych decyzjach.
Całość czyta się z wielką przyjemnością, emocjami i niepewnością tego, co przyniesie kolejny rozdział. I na tym właśnie polega siła powieści Jocelyne Saucier, która potrafi budować napięcie w sugestywny, niebanalny sposób.
Wisienką na torcie okazuje się zaskakujące, ale jakże piękne zakończenie.
Dla mnie lektura tej książki była urzekającą ucztą duchową – i tego życzę wszystkim odbiorcom. BEATA IGIELSKA