Był rok 1984, gdy w niewielkiej bieszczadzkiej wiosce miały miejsce dramatyczne wydarzenia, po których nieboszczykom przed pochówkiem odcinano głowę i przebijano pierś metalowym zębem brony. Po jakimś czasie zaniechano tego zwyczaju i przez wiele lat żaden zmarły nie zakłócał spokoju tamtejszym mieszkańcom.
Wieńczysław Pskit w połowie lat osiemdziesiątych XX wieku był małym chłopcem i cudem uniknął niebezpieczeństwa ze strony ukochanej siostry. Miał nadzieję, że nigdy więcej nie usłyszy o jednej krwi, która burzy się w żyłach po śmierci i każe szukać wiecznego ukojenia. Tymczasem rok 2011 niespodziewanie wskrzesza dawne koszmary...
Autor | Stefan Darda |
Wydawnictwo | Wydawnictwa Videograf SA |
Rok wydania | 2020 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 416 |
Format | 13.5 x 20.8 cm |
Numer ISBN | 978-83-7835-741-4 |
Kod paskowy (EAN) | 9788378357414 |
Waga | 370 g |
Wymiary | 135 x 208 mm |
Data premiery | 2020.05.28 |
Data pojawienia się | 2020.05.28 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Mała bieszczadzka wieś, idylliczne krajobrazy i zmodyfikowana wersja wąpierzy z ludowych wierzeń. Brzmi zachęcająco? To moje pierwsze spotkanie z piórem Stefana Dardy i byłam bardzo ciekawa czy się polubimy. A ze względu na wakacyjne plany, wizja bieszczadzkiego horroru intrygowała podwójnie.⠀
⠀
Wieńczysława Pskita, nazywanego przez wszystkich Wieńczykiem (przez nielicznych Sławkiem), poznajemy jako jedenastolatka wychowującego się u boku starszej kuzynki Moniki, zwanej Niką. Dzieciaki są ze sobą naprawdę blisko, dlatego wieść o nieszczęśliwym wypadku skutkującym śmiercią Niki, uderza w Wieńczyka z niesłychaną mocą. W dodatku podczas uroczystości żałobnej ku pamięci zmarłej mały Wieńczysław staje się świadkiem niewyobrażalnego zdarzenia, które zmieni go na zawsze. Odtąd bohaterowi przestaje na czymkolwiek zależeć, dorasta bez emocjonalnych wzlotów i upadków, stając się jakby biernym obserwatorem własnego życia, zamiast jego aktywnym uczestnikiem. Sam mawia, że w jego żyłach krąży "szara krew". Wkrótce przenosimy się w czasie do wieńczykowej teraźniejszości, gdzie ponad czterdziestoletni mężczyzna wciąż pielęgnuje swój żal o wydarzenia z dzieciństwa. Chciałby poznać odpowiedzi na pewne pytania, tymczasem cała rodzina milczy, jakby nie było o czym mówić. Wkrótce umiera wujek bohatera - ojciec Niki. To wydarzenie jest brzemienne w skutkach, bo zmusza Wieńczyka i jego matkę do powrotu w rodzinne strony. Na miejscu okazuje się, że żona zmarłego zaginęła. Akcja przyspiesza, wypadki przyjmują nieunikniony obrót, tworząc łańcuch o mechanice przewracających się jedna o drugą kostek domina.⠀
⠀
Potrzebowałam trochę czasu by dać się wciągnąć, ale ostatecznie zaskakujące zwroty akcji przekonały mnie, że przeczytanie "Jednej krwi" jest tym, co mi do szczęścia potrzebne ;). Interesującą kwestią są też kreacje bohaterów. Nikt nie jest tutaj jednoznacznie dobry ani zły, a najlepszym tego przykładem jest sam Wieńczysław Pskit. Czytelnik może go odbierać jako dziwnego, czy irytującego, ale wszystko to ma uzasadnione podłoże fabularne. Człowiek z traumą, umysłowo zakorzeniony w bolesnych wydarzeniach z dzieciństwa ma prawo zachowywać się różnie.⠀Książka opowiada o obsesji, skłania czytelnika do stawiania pytań o granice wierzeń czy zabobonów. Wreszcie docenić należy bogato rozwiniętą warstwę obyczajową. Podsumowując, moje wrażenia po lekturze najnowszej powieści Stefana Dardy są pozytywne, nie jestem ani zachwycona, ani zawiedziona. Z ciekawości sięgnę po inne tytuły autora, na pierwszy ogień pójdzie najpewniej "Dom na wyrębach". A... i podczas wyjazdu w Bieszczady będę uważała na klątwę "jednej krwi" :D
„Jedna krew” to pierwsze spotkanie z Dardą. Przyznam, że po prostu bałam się jego książek, ale niepotrzebnie (przynajmniej tej). Nie brakuje w niej grozy, cmentarnego, zasnutego mgłą klimatu, nieumarłych, którzy nocami stukają w oka lub drzwi, jednak to taki strach do przeżycia. Moja babcia powtarza, że bać należy się żywych i u Dardy właśnie tak jest, nieumarli owszem, budzą się, by pić krew, ale najbardziej nieobliczalnym, z zapędami psychopatycznymi jest sam główny (i żywy) bohater — Wieńczyk Pskit. Dla mnie to on stanowił najmocniejszy punkt tej książki, to jakim człowiekiem się stał.
Ogólnie lubię powieści sięgające do ludowych wierzeń, gdzie nie ma wyraźnej granicy co jeszcze boskie, a co już pogańskie, gdzie na to, co kiedyś narasta warstwa nowego i tworzy taką specyficzną atmosferę miejsca. Niby mamy XXI wiek, ale wianek czosnku czy sól przed domem jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Mam nadzieję, że zrozumiecie, o co mi chodzi. To znalazłam u Dardy plus ciekawych bohaterów oraz historię tak miejscami poplątaną, że jawa myliła się ze snem. Szkoda tylko, że tak mało jest tutaj zwyczajnych ludzi, takich miasteczkowych sąsiadów, którzy dopytują, drążą. Zbyt gładko przyjmowane są tu nienaturalne zjawiska, ale może to po prostu specyfika miejsca zapomnianego przez Boga?
Niedawno miałam przyjemność zapoznać się z piórem Stefana Dardy; przeczytałam pierwszą część Czarnego Wygonu, która bardzo mi się spodobała. Zapragnęłam więc sięgnąć po kolejną książkę autora, żeby sprawdzić, jak poradzi sobie z kompletnie inną przygodą. Wybór padł na jednotomową powieść o intrygującym tytule "Jedna krew".
Co w trawie piszczy? Co szura na cmentarzu?
Jedną krwią nazywa się starodawną klątwę, która dotyka osób urodzonych ze związku kazirodczego. Jak się okazuje, poza podobnym DNA, co przecież skutkuje wieloma chorobami lub niepełnosprawnościami, można również otrzymać po śmierci dar drugiego życia. A raczej nieżycia. Aktywacja następuje w przeciągu paru dni od zgonu, a zainfekowany musi posilić się świeżą krwią żywego człowieka - w ten sposób też dochodzi do przekazania klątwy dalej. I koło się zamyka. Trąci trochę wampirami, prawda? W książce jednak ani razu nie pada to mroczne słowo, gwarantuję.
Skoro już mniej-więcej przybliżyłam znaczenie tytułu, teraz wolno mi przejść do sedna. Historia, choć opowiadana z wielu różnych perspektyw, w głównej mierze należy do Wieńczysława Pskita. Najpierw dokładnie poznajemy wydarzenia z lat 80., kiedy Wieńczyk był młodym, jedenastoletnim chłopcem. Już we wstępie spotyka go nieszczęście, bo jego ukochana kuzynka Nika zostaje potrącona przez samochód i umiera. Wraz z rodzicami więc jedzie na pogrzeb do niewielkiej beskidzkiej wioski, Żernicy, a tam dzieją się rzeczy niepojęte. Bo jak logicznie wytłumaczyć nagłe ocknięcie się Niki w trumnie i jej próbę ataku kuzyna, albo ojca Wieńczyka i wujka, którzy bez wyjaśnienia odcinają dziewczynie głowę?
Dziesięciolatek nie wie, jak sobie poradzić z obrazami z przeszłości, co owocuje wieloma dziwnymi zachowaniami w przyszłości.
Po wielu latach Wieńczysław musi zmierzyć się z kolejną stratą. Tym razem umiera wujek Marian, ojciec Niki, a jego żona Grażyna niespodziewanie przepada bez śladu. Wieńczyk razem z matką znów pojawia się w Żernicy, chcąc odnaleźć ciotkę. A tam tylko jedna rzecz jest pewna: "jedna krew burzy się w żyłach po śmierci i każe szukać wiecznego ukojenia. "
Stefan Darda wspaniale spisał się w kolejnej powieści grozy, chociaż historia z Żernicy i Ustrzyk mniej mną zawładnęła niż ta ze Słonecznej Doliny. Ani razu się nie przestraszyłam, mimo że poruszane wątki wchodziły lekko na psychikę i wywoływały dreszcze. Niesamowity był klimat i panująca między stronami atmosfera: coraz gęstsza, pełna napięcia, przejmująca duchota poprzetykana gdzieniegdzie powiewami świeżego powietrza, które łapało się głośnymi haustami - tak właśnie, moi drodzy, działały tu zwroty akcji.
Samych wątków w "Jednej krwi" znajdziemy niewiele, za to życiorysy bohaterów, ich relacje między sobą, poznawanie myśli i badanie charakterów, towarzyszyły niemal na każdym kroku. I nie mówię tu wyłącznie o głównych bohaterach, ci poboczni również otrzymywali własne pięć minut, dzięki czemu można było lepiej się z nimi zżyć, ergo wczuć w opowieść. Grażynka, Iwona, Sławka, Irena, Wielichowski to zaledwie kilka historii, choć głębokich i trzymających w napięciu.
Jedyne, na czym się trochę zawiodłam, to sama końcówka. Osobiście uważam, że Darda mógł zakończyć książkę przed epilogiem, który... Cóż, wiadomo, że zaskoczył, ale też dał czytelnikom więcej pytań niż odpowiedzi. Nie przepadam za podobnymi zabiegami (no, chyba że czeka na mnie kontynuacja).
W kilku słowach podsumowania: jestem na tak, chociaż jeśli to wasz pierwszy kontakt z autorem, sięgnijcie najpierw po jego Czarny Wygon. "Jedną krew" polecam na wieczór pod kocem i burzą za oknem, co zdecydowanie pomoże mocniej wczuć się w niewyobrażalną atmosferę powieści.
W ,,Jednej krwi'' najbardziej charakterystyczne są tylko dwie postacie, choć autor nie poświęcił dużo czasu bohaterom drugoplanowi, to nie można powiedzieć, że są oni bohaterem zbiorowym, czy też nie mają charaktery. Pomimo krótkiego czasu Stefanowi Dardzie udało się przedstawić ich postawy.
Wieńczysław ma złożony portret psychologiczny. Śmierć jego kuzynki bardzo go dotknęła i wpłynęła na jego przyszłość. Rodzice starali się mu pomóc, ale przez to, że nie do końca byli wobec niego szczerzy, bardziej mu szkodzili, pomimo dobrych intencji. W skutek czego kiedy dorósł, wciąż mieszka z rodzicami i nie radzi sobie z relacjami, z ludźmi. Jest postacią apatyczną, nie bezinteresowną. Mającą mało obsesję na punkcie klątwy jednej krwi. Dodatkowo odniosłam wrażenie, że to postać tragiczna, pogubiona w swoim obłędzie.
Książ Wielichowski w ,,Jednej krwi'' pojawia się dopiero w mniej więcej, drugiej połowie tej książki. Jest powiernikiem sekretów, nawet tych najgorszych, chce też chronić ludzi. Przez co trwa w nim wewnętrzny konflikt. Do końca nie wiem jak chce postąpić, przez co czytelnik też zaczyna się zastanawiać jaką decyzję ostatecznie podejmie.
Może to was zdziwić, ale w najnowszej powieści Stefana Dardy jest bardzo dużo subtelnej i mniej subtelnej ironii. Ma się wrażenie, że autor kpi ze swoich bohaterów i ich decyzji.
Jest to powieść grozy, a więc chyba pora odpowiedzieć sobie na najważniejsze pytanie, czy wywołała dreszcze strachu? Jeden punkt definiujący ten gatunek mamy już odhaczony. Autor zawarł w swojej powieści, elementy demologiczne. Nie nazywa tych postaci wprost, ale ich opisy przywodzą namyśl znane z popkultury wampiry demony i strzygi. Logicznie wytłumaczył ich powstanie, a także źródło klątwy jednej krwi, które ukazuje człowieka słabego, uległego pokusą i grzechom. Pokazuje, że to człowiek tworzy demony.
Nie zabrakło nawiązań do innych popularnych dzieł grozy, w tym samego Mistrza tego gatunku Stephena Kinga. Autor opowiedział historię na przestrzeni wielu lat, w tym dość, interesujących czasach przesiedleń i zmian społecznych.
Blog: Książki jak narkotyk