Lucky Luke znów zostaje wezwany, żeby ścigać zbiegłych z więzienia Daltonów. Tym razem czeka go długa droga, bo czterej bracia stwierdzili, że w mroźnej Kanadzie szybko dorobią się na okradaniu poszukiwaczy złota. Jednak nie wiedzą, że w Kraju Klonowego Liścia nie tak łatwo zdobyć bandycką sławę ani że legendarna Królewska Policja Konna cieszy się tam powszechnym szacunkiem... Czy w takich warunkach uda się cokolwiek zdziałać Daltonom? I czy Lucky Luke naprawdę będzie potrzebny, aby schwytać uciekinierów?
Seria „Lucky Luke” została stworzona przez dwie legendy frankofońskiego rynku komiksowego: pisarza René Goscinnego oraz rysownika Morrisa. Po śmierci Goscinnego scenariusze kolejnych odcinków serii były tworzone przez kontynuatorów.
Autor | René Goscinny, Morris |
Wydawnictwo | Egmont - komiksy |
Seria wydawnicza | Lucky Luke |
Rok wydania | 2021 |
Oprawa | miękka |
Liczba stron | 48 |
Format | 21.6 x 28.5 cm |
Numer ISBN | 9788328159273 |
Kod paskowy (EAN) | 9788328159273 |
Data premiery | 2021.01.20 |
Data pojawienia się | 2020.11.25 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Daltonowie znów uciekają!
Dwudziesta druga odsłona przygód Lucky Luke’a przyniesie nam kolejne spotkanie Samotnego Kowboja z ikonicznymi wręcz przestępcami tej komiksowej serii – mowa oczywiście o Daltonach :) Braciszkowie po raz kolejny dają nogę z więzienia, jednak kierunek ich ucieczki wydaje się być… co najmniej dziwny ;)
Dokąd niesforna i niepoprawna czwórka zamierza uciec? To może być zaskakujące, ale do… Kanady (!). Plan braci jest następujący: zaszyć się w śnieżnych rejonach, uciec pościgowi, a przy okazji okradać kanadyjskich poszukiwaczy złota. Plan nie jest nawet taki zły (zwłaszcza jeśli się go porówna do wcześniejszych pomysłów czterech zbirów). Niestety Daltonowie nie biorą pod uwagę kilku rzeczy, na czele z kanadyjskimi realiami oraz z Kanadyjską Policją Konną, która cieszy się w Kraju Klonowego Liścia stałym i niesłabnącym poważaniem.
Humor, gagi, porcja znakomitej rozrywki – to wciąż znaki rozpoznawcze Lucky Luke’a. Dostaliśmy od autorów kolejny świetny komiks będący wizytówką całej serii.
Komiks jak najbardziej na plus. Ta seria to pewien komiksowy kanon - i niech tak zostanie. "I'm a poor lonesome cowboy and a long long way from home..." - ten podpis pod końcowym obrazkiem z Lukiem oddalającym się ku zachodowi słońca na Jolly Jumperze chyba na zawsze pozostanie w kolejnych reedycjach bez zmian ;) I całe szczęście - Lucky Luke to marka sama w sobie, a jej znaki rozpoznawcze powinny pozostać takimi, jakie wszyscy je znają :)
https://cosnapolce.blogspot.com/2021/02/lucky-luke-daltonowie-i-zamiec-rene.html
Jest zima, za oknem niedawno pojawiło się nawet trochę śniegu, co w Polsce zdarza się niestety coraz rzadziej, a zatem nadszedł czas, żeby pojawiła się kolejna porcja komiksów utrzymanych w tym klimacie. Jednym z nich jest świetny, klasyczny album „Daltonowie i zamieć”, który jak zawsze bawi i zapewnia inteligentną rozrywkę czytelnikom w każdym wieku. Ale czego innego spodziewać się po komiksie napisanym przez René Goscinnego?
Kowboj i śnieg? A nawet zamieć śnieżna? Jeśli rzecz dotyczy Lucky Luke’a, to jak najbardziej prawdopodobne!
Daltonowie znów uciekli i znów trzeba ich ścigać. Rzecz w tym, że tym razem zdecydowali się udać do mroźnej Kanady, gdzie zamierzają wzbogacić się… nie na poszukiwaniu złota, ale na okradaniu jego poszukiwaczy. Nie mają jednak jeszcze pojęcia, jak specyficzne to miejsce i co tam na nich czeka. Tym razem Lucky Luke może nie być wcale potrzebny by schwytać przestępców…
Kiedy byłem dzieckiem, czytałem mnóstwo komiksów, w szczególności tych disnejowskich. Z nich jednak zawsze najbardziej czekałem na te sezonowe, kiedy atmosfera panująca w domu czy na dworze mogła korespondować z tym, co działo się na stronach, dzięki czemu mogłem jeszcze intensywniej odczuć lekturę. Z owych sezonowych komiksów, których obecnie jest niestety coraz mniej (pamiętacie czasy świątecznych wydań „Kaczora Donalda”, kiedy to przez kilka numerów mieliśmy zimowo-gwiazdkowe opowieści?), zawsze najbardziej lubiłem halloweenowe (z racji mojej fascynacji horrorami już od najmłodszych lat) i świąteczne (jako, że uwielbiałem Boże Narodzenie i zimę w ogóle). A najnowszy „Lukcy Luke” w pewnym sensie przypomniał mi o tamtych czasach.
Nie jest to historia gwiazdkowa, ale swój śnieżno-zimowy klimat posiada. Ale posiada także wszystko to, co „Lucky Luke” powinien. Co to oznacza, nie muszę mówić nikomu, kto miał z serią do czynienia. Kto nie miał, powinien wiedzieć, że to przede wszystkim nie western – więc doskonale bawić się będą ci, którzy opowieści o Dzikim Zachodzie zwyczajnie nie trawią – a opowieść komediowa dla całej rodziny. Jest więc dużo akcji, przygód i dowcipów, a jako familijne dzieło całość sprawdza się wprost doskonale, zapewniając obowiązkowe przesłanie. Ale i miłośnicy westernów znajdą tu coś dla siebie, bo autorzy starają się bawić schematami gatunku, ośmieszać je, a przy okazji w przystępny sposób oferować nam wiedzę na temat tamtych czasów.
Do tego mamy tradycyjnie świetne ilustracje Morrisa, które z miejsca wpadają w oko i świetne wydanie. Wszystko to razem wzięte daje nam kawał wyśmienitego, ponadczasowego komiksu, który czyta się znakomicie niezależnie od wieku. Ja ze swej strony polecam gorąco, bo to klasyka i klasa sama w sobie.