Oddajemy w Państwa ręce trzecią już pozycję z serii „Polskie Skrzydła”. Napawa mnie to umiarkowaną dumą i rosnącą nadzieją. Dumą umiarkowaną, ponieważ dociera do mnie, jak wiele przed nami jeszcze do zrobienia, jak liczne grono wspaniałych polskich lotników czeka na przypomnienie ich postaci i niezwykłych losów. A nadzieją rosnącą, bo na przestrzeni tych kilku lat poszerzania naszej serii o kolejne filmy i książki, dostrzegam powiększające się grono zainteresowanych nimi ludzi. Zwłaszcza ludzi młodych, co cieszy w dwójnasób. Obala bowiem mit o braku zainteresowania młodzieży historią, a jednocześnie odbudowuje w nich potrzebę posiadania wyrazistych wzorców, wyznawania wartości opartych na kultywowaniu tradycji, pogłębianiu wiary i ciężkiej pracy prowadzącej do osiągania zakładanych celów. To przecież wspólny, dla wszystkich opisywanych przez nas postaci, mianownik. Łączący każdego z polskich lotników.Walczyli pod jednym, przygotowanym przez wileńskie kobiety i przeszmuglowanym, z narażeniem życia wielu osób sztandarem, na którym haft złotą nicią szyty głosił, że najważniejsze są Bóg, Honor i Ojczyzna. Te złote i srebrne nici, podobnie, jak biały oraz czerwony adamaszek, z powodu niedostatków rynku lokalnego, polski wywiad zakupił zresztą w stolicy Niemiec! Później, ukończony już sztandar, przez Berlin znowu, a potem Sztokholm, dotarł do Londynu.A sztandar Polskich Sił Powietrznych, zgodnie z regulaminem, po uroczystym wręczeniu go polskim lotnikom przez Naczelnego Wodza w lipcu 1941 roku, każdy dywizjon miał zaszczyt przechowywać przez trzy miesiące. Pierwszym, który dostąpił tego honoru, był właśnie 300 Dywizjon Bombowy „Ziemi Mazowieckiej”.
Niniejszą pozycją pragnę zapoczątkować cykl opowieści o polskich pilotach i konstruktorach lotniczych, rozsianych po całym świecie, w większości już nieżyjących, zapomnianych lub zamilczanych. Seria, objęta patronatem medialnym Gazety Internetowej KWORUM, będzie nosiła tytuł Polskie Skrzydła, a do niektórych książek dołączymy film dokumentalny zawierający unikalne, najczęściej archiwalne już zdjęcia świadczące, wbrew kłamstwom zaprzańców i wrogów naszego Narodu, o chwale i wielkości polskiego lotnictwa. Tak nam dopomóż Bóg!
(...) Miał Skalski piękne życie w Polsce przedwojennej i piękną kartę wojenną, ale też ogrom smutków i nieszczęścia w okresie późniejszym, Polsce nieprzyjaznym.(...) kanalie, które Skalskiego więziły, dręczyły i skazały w efekcie na wewnętrzną banicję, dochrapały się wysokich stopni wojskowych, stanowisk i emerytur. Bandyci ci złamali wielu prawdziwym Polakom życie, wielu posłali na tamten świat od razu, części z nich pozwolili żyć trochę dłużej. W ogromnej większości przypadków było to życie zrujnowane, schorowane, pełne bólu i wyrzeczeń. Okradzione z możliwości realizacji młodzieńczych marzeń, odarte z godności, wypełnione codziennym strachem o siebie i najbliższych. Generał Skalski po powrocie do kraju i odcierpieniu nie swoich win dał się namówić na założenie munduru nowej Polski. Chciał dla, traktującej Go po macoszemu, ale jednak Ojczyzny, coś zrobić. Chwalono się nim, pokazywano, że do tej Polski można wrócić, ujawnić się, zacząć życie od nowa. Po to był potrzebny tym cynicznym zaprzańcom. Wydał książkę, pomagał w charakterze konsultanta przy produkcji filmów. Jednak przecież wiedział, że po prostu osadzono go na powrót, co prawda, tym razem tylko za biurkiem, ale w silnych okowach komunistycznej propagandy, bez wpływu na polskie lotnictwo, polską armię, polską rację stanu.Nie poddał się, bo nigdy się nie poddawał. Chciał oddziaływać na otaczającą Go rzeczywistość, zmieniać ją na lepsze. Jak rasowy pilot, wzleciał ponad nią, rozpoznał nieprzyjaciela i podjął walkę.
Generał Ludomił Rayski, to postać niewątpliwie tragiczna. Przyszło mu pełnić szczególną rolę w trudnych latach, dopiero co podnoszącej się z kolan, II Rzeczypospolitej. Uwikłany w meandry polityki międzynarodowej i politykierstwa wewnętrznego, próbował realizować zadanie budowy polskiego przemysłu lotniczego, siłą rzeczy wtłoczonego w koleiny zbliżającej się wojny.W Gallipoli prowadził loty zwiadowcze nad uwięzionymi wojskami australijskimi. Z Turcji wydostał się w stopniu podporucznika, by zaciągnąć się do Wojsk Polskich tworzonych przez generała Lucjana Żeligowskiego. Do Lwowa przedostał się z Rumunii, oczywiście samolotem. W wojnie z bolszewikami dowodził już eskadrą, przez pewien czas składającą się z pilotów amerykańskich. Późniejszy dowódca bombowej eskadry niszczycielskiej, szef wyszkolenia na poznańskiej Ławicy, zastępca szefa Departamentu Żeglugi Powietrznej generała Francois-Leon Leveque, po przewrocie majowym szef tegoż Departamentu, zdążył jeszcze przecież przelecieć ponad Alpami i oblecieć całe chyba Morze Śródziemne. Doskonały praktyk, jakże inny od swoich wielu następców sztabowych!
Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Ustawienia plików cookie
Załóż konto
Sprzedaż hurtowa
Bonito na Allegro